Władimir Putin od dawna cieszy się reputacją mistrza wojny informacyjnej, jednak trwającą potyczkę na tym froncie z Ukrainą wygrywa on tylko na swoim krajowym podwórku. W Ukrainie i na Zachodzie jednoznacznie przegrywa.
Władimir Putin od dawna cieszy się reputacją mistrza wojny informacyjnej. W ciągu ostatniej dekady przekształcił media i media społecznościowe w naczelne linie frontu, a kłamstwa i manipulacje w główny oręż wojny z Zachodem.
Chciałam napisać „wojny zastępczej”, jednak atak na suwerenność informacyjną innego państwa, który prowadzi do zdarzeń o tak fundamentalnym znaczeniu jak brexit i zwycięstwo Donalda Trumpa w 2016 r., to najprawdziwsze zamachy stanu. Z wykorzystaniem lokalnych kolaborantów.
Trwającą wojnę informacyjną z Ukrainą Putin wygrywa tylko na swoim krajowym podwórku. W Ukrainie i na Zachodzie jednoznacznie przegrywa. Dlaczego?
1) Dzięki skutecznej kampanii informacyjnej Ukrainy. Codzienne briefingi Wołodymyra Zełenskiego i pamiętne filmiki stają się wiralami w skali globalnej.
Ukraiński prezydent stał się też autorem już kultowych cytatów, jak „Potrzebuję amunicji, a nie podwózki”. Sprawia wrażenie szczerego i otwartego. Nie izoluje się ani nie przymusza innych do siedzenia po przeciwnych stronach dziesięciometrowych stołów.
Stał się więc gwiazdą ukraińskiej wojny informacyjnej, ale i inni ukraińscy urzędnicy spisują się znakomicie. Świetną informacyjno-patriotyczną robotę robią minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba, minister ds. transformacji cyfrowej Mychajło Fiodorow, mer Kijowa Witalij Kliczko, czy nawet były prezydent Petro Poroszenko.
2) Dzięki licznej obecności w Ukrainie dziennikarzy międzynarodowych. To dziś wydaje się nam oczywiste, ale takie nie jest. W 2014 r. była ich na miejscu garstka, dlatego inwazję na Krym i Donbas obserwowaliśmy w dużej mierze jako zapośredniczenie przekazów kurowanych przez Kreml.
Tym razem, już przed inwazją, ukraińskie hotele zajęte były przez setki korespondentów. Umożliwiła to m.in. polityka ujawniania planów inwazji Putina przez amerykańską administrację. Spodziewające się jej z wyprzedzaniem redakcje wysłały do Ukrainy reporterów do dziś śledzących sytuację na własne oczy.
3) Dzięki uniwersalności mediów społecznościowych, które umożliwiają ich użytkownikom relacjonowanie wojny na żywo i dostęp do odbiorców na całym świecie (wojna zwana jest z tego powodu „TikTok war”).
4) Dzięki zaangażowaniu i współpracy nie tylko międzynarodowej społeczności dziennikarzy, ale też researcherów i wolontariuszy, którzy za pomocą powszechnie dostępnych technologii weryfikują prawdziwość masowo napływających do internetu zdjęć, filmów i informacji (OSINT – biały wywiad za pomocą powszechnie dostępnych źródeł, ang. open sourceintelligence). [oto jak CNN weryfikuje prawdziwość relacji z frontu TUTAJ, a TUTAJ wywiad z Eliotem Higginsem, założycielem Bellingcat, który rozsławił ww. OSINT i m.in. odegrał kluczową rolę w udowodnieniu, że w zestrzelenie malezyjskiego Boeinga (lot MH17) nad Ukrainą 17 lipca 2014 r. zaangażowani byli wysocy rangą oficerowie rosyjskiego Ministerstwa Obrony i GRU].
5) Ze względu na niepodważalny podstawowy fakt: Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. I wbrew rosyjskiej dezinformacji była to inwazja niesprowokowana.
Rosjan udało się Putinowi przekonać, że doprowadzili do niej ukraińscy naziści sterowani przez Zachód. To wielkie oszustwo było możliwe dlatego, że większość mediów rosyjskich od 2014 r. było pod ścisłą ideologiczną kontrolą Kremla, a rosyjski homo sovieticus wolał wierzyć w kłamstwa niż podjąć wysiłek ich weryfikacji w dostępnym dla 80 proc. Rosjan, do niedawna otwartym internecie.
Dziś, gdy międzynarodowe media społecznościowe są w Rosji zablokowane, a za mówienie prawdy o wojnie grozi 15 lat więzienia, nie można już mówić o żadnej wolności.
„Prawda nas wyzwoli” to słowa, które w pełni sprawdzają się na froncie informacyjnym wojny w Ukrainie.
A podnosząc morale Ukraińców i mobilizując światowych przywódców do bezprecedensowych działań wspierających wpływają na sytuację na wszystkich frontach tej wojny.